Facebook

82-ga rocznica Akcji pod Czarnocinem

Żołnierze Grup Szturmowych  pod dowództwem „Zośki” i z kpt. „Brylem” jako obserwatorem mieli przerwać linię kolejową łączącą Śląsk z Warszawą. Na miejsce zniszczenia torów wybrano miejscowość Czarnocin. Jako dowódca „Zośka”, opracował plan opierający się na założeniach, jakie wpojono mu na szkoleniu dywersyjnym: ładunek wybuchowy miał zostać odpalony w momencie, kiedy przez most będzie przejeżdżał pociąg. W ten sposób bowiem zniszczeniu ulegał nie tylko most, ale i powodowano straty w towarach i ludziach.

 

Już same przygotowania nie wróżyły nic dobrego. W wyniku aresztowania „Rudego” i „Heńka” przeprowadzenie akcji musiano na jakiś czas odłożyć. Obaj bowiem byli przewidziani do wzięcia udziału w akcji. Co więcej, „Heniek” jako osoba przeprowadzająca rozpoznanie sporządził dokładny szkic miejsca akcji wraz z możliwymi ścieżkami podejścia. Istniało więc podejrzenie, że dokonawszy rewizji u Ostrowskiego, Niemcy przejęli tę notatkę. Przypuszczenia stały się pewnością, kiedy Sławomir Maciej Bittner „Maciek” dokonał rozpoznania przed akcją. Okazało się, że Niemcy wzmocnili posterunki.

 

Mimo to akcję zdecydowano się przeprowadzić w nocy z 2 na 3 czerwca 1943 r. Zespół pod dowództwem „Zośki” zebrał się 2 czerwca u zbiegu ulic Filtrowej i Łęczyckiej. Oczekiwali na samochody, które miały ich zawieść pod Czarnocin. Niestety, nie doczekali się i dowódca nakazał żołnierzom powrót do domów.

 

Okazało się że jedno z aut zostało niedawno pozyskane wprost z ulicy i nie miało jeszcze wyrobionego kompletu fałszywych dokumentów legalizujących. Aby to uzupełnić trzeba było przeprowadzić auto do bazy samochodowej na Bielanach. W czasie jazdy samochód został zatrzymany przez jeden z niemieckich posterunków drogowych, tzw. streifę. Jadący nim Henryk Krajewski „Henryk” (kierowca), Jerzy Pepłowski „Jurek TK” i Tadeusz Mirowski „Oracz”, zdecydowali się je porzucić i uciekać pieszo. Umknąć udało się jedynie „Jurkowi TK”. Po krótkim pościgu Niemcy dopadli „Henryka” i zamordowali go na miejscu. „Oracz” zaś, schronił się w piwnicy kamienicy przy ul. Bogumiła Zuga i poległ do końca ostrzeliwując niemieckich żandarmów i lotników którzy przyłączyli się do walki.

 

Po raz kolejny zmieniony zespół został wystawiony w nocy z 5 na 6 czerwca 1943 r. Bez przeszkód dojechano do Czarnocina. Założony ładunek wybuchowy okazał się jednak zbyt słaby, toteż uszkodził jedynie torowisko. Most pozostał nienaruszony. Co więcej, nie zsynchronizowano eksplozji z przejazdem pociągu, jak nakazywały instrukcje.

 

Jakby tego było mało, jeden z dwóch samochodów, którymi wycofywali się uczestnicy akcji, dachował. W wypadku pęknięcia podstawy czaszki doznał kierowca auta Ryszard Wesoły „Rysiek”. Rannego wraz z kpt. „Brylem”, który był obserwatorem akcji z ramienia Kedywu zabrał do swojego samochodu „Zośka” i bez przeszkód dotarł do Warszawy. Niestety „Rysiek” przywieziony do szpitala Przemienienia Pańskiego zmarł po kilku godzinach.

 

Pozostałych sześciu żołnierzy, miało zniszczyć uszkodzony samochód i po podzieleniu na dwuosobowe grupy bocznymi drogami odmaszerować w kierunku Grójca lub Żyrardowa. W trakcie niszczenia samochodu od grupy oddalił się Władysław Miłosław Cieplak „Giewont”, który obawiał się że kontuzja nogi może spowolnić kolegów. Udało mu się bez przeszkód dojść do Grójca skąd kolejką wąskotorową wrócił do Warszawy. Po konsultacji lekarskiej okazało się, że przeszedł kilkanaście kilometrów z zerwanym ścięgnem. Po rozbiciu samochodu Jan Kopałka „Antek” i Jerzy Zapadko „Dzik” każdy osobno, przez las dotarli do Żyrardowa, a stąd koleją elektryczną wrócili do Warszawy.

 

Natomiast Sławomir Maciej Bittner „Maciek”, Feliks Pendelski „Felek” i Andrzej Zawadowski „Gruby” zaszli do jednego z przygodnych gospodarstw. Umyli się żeby się odświeżyć i nabrać sił przed dalszą drogą. Tam dostrzegł ich konfident Gestapo, który natychmiast poinformował posterunek niemieckiej żandarmerii w Woli Pękoszewskiej o nieznanych przybyszach kręcących się po okolicy. Jednocześnie żandarmeria w Tomaszowie Mazowieckim została zaalarmowana wysadzeniem mostu koło Czarnocina. Niemieccy żandarmi szybko odnaleźli trzech żołnierzy Grup Szturmowych idących, wbrew rozkazowi „Zośki” szosą do Warszawy. Ci zaś, kiedy tylko zauważyli wrogów, otworzyli do nich ogień z broni krótkiej po czym wycofali się na jedno z okolicznych pól. „Maćkowi” zaciął się pistolet. Wykorzystując więc zasłonę z łanów zboża, wycofał się i zdobywszy rower, okrężnymi drogami dojechał do Warszawy. „Felek” i „Gruby” mieli zdecydowanie mniej szczęścia. Ranni zostali otoczeni przez Niemców i polegli w nierównej walce.

 

Tak więc akcja pod Czarnocinem okazała się porażką. Most nie został wysadzony. Poległo też trzech żołnierzy Grup Szturmowych o dużym doświadczeniu konspiracyjnym. Nic więc dziwnego, że akcja została oceniona bardzo negatywnie przez dowództwo Kedywu.

KWESTA ON-LINE